poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Jak to się zaczeło?

Wciąż od wielu dni wędruje po krainach, zastanawiając się nad sensem życia. Nie mam nikogo. Jestem samotnym wilkiem. Przeżyłem wiele,
spotkania z ludźmi którzy chcieli uznać sobie mnie za swoją własność, innymi wilkami rzucającymi się na mnie próbując rozszarpać jak nic
wartego gryzonia, i wieloma innymi stworzeniami bez serca.
- Pomocy! Pomocy! Nie zostawcie mnie - usłyszałem krzyki.
Zacząłem biec ile sił w nogach. Gdy dobiegłem, na miejscu leżała młoda samica, a na niej dwie kuny gryzące ją.
Odgoniłem je bez problemu.
-D-dzięki - powiedziała podnosząc się powoli.
-Nic Ci nie jest? - zapytałem pomagając jej wstać.
Zakładam się, że gdyby była jakaś osoba trzecia, pomyślała by, że podrywam tą samicę, ona jednak zdecydowanie była za młoda.
-Nie - otrzepała się ze śniegu.
-Wiesz, że oddalenie się od stada jest niebezpieczne? - zapytałem siadając.
-Nie mam stada - również usiadła.
-Taa, ja też, nienawidzę się podporządkowywać innym, ja miałbym problem znaleźć jakieś stado bo jakie stado przyjęłoby takiego gbura, marudę i samoluba, ale Ty?- nie rozumiałem.
-Nie chciałam dołączyć do stada, w nich wszyscy są... sztuczni - zaczęła drapać się w ucho.
-Ach, dobra nie ważne, ale ja się pytam, kto Cię za młodości bronić się i walczyć uczył, że nawet kuny Ciebie chcą zjeść? - zaśmiałem się.
-Uczył? Niby kiedy, kto? - spojrzała się na mnie krzywo.
Mina mi zszedła, ona nie miała o niczym pojęcia.
-A jak masz na imię? Ja Corel - próbowałem się uśmiechnąć
-Naomi, ej ahaha przestań! - zaczeła się śmiać.
-Do kogo mówisz? - zapytałem się.
-Do niego - wskazała łapą na śnieg
-Gadasz do śniegu? - chciałem już iść, ale nie wypadało.
-Nie do Korarasena - dalej zaczęła się śmiać.
- Przepraszam, nie zrozumiałem
- No do Korarasena - wstała i zaczęła biegać w kółko
-Aha - wtedy byłem pewny, że samotność uderzyła jej do głowy.
Rozmawialiśmy, i rozmawialiśmy godzina, za godziną, w końcu powiedziała.
-Wiesz co? - usiadła z powagą i trochę smutną miną
-Mhm?
-Czasem brakuje mi towarzystwa, wiem, że uznałeś mnie za chorą po incydencie z "Korarasenem" ale ja nie potrafię inaczej, nie mam nikogo, i, i... jestem świadoma tego, co robię, najpierw coś zrobię, a potem nie rozumiem jak mogłam zrobić, i potem znów to zrobię... w kółko - łzy napłynęły jej do oczu, wstała odwróciła się i szła w stronę przeciwną, tej którą przyszłem. - Ja muszę już iść, pa - przyśpieszyła kroku.
-Zaczekaj! - Zrobiło mi się jej żal, jest taka młoda, a zmarnowała już swoje życie. I wiem, że jeśli jej nie pomogę, pogrąży się całkiem w swój chory świat.
Gdybym założył watahę, tacy jak ona nie zbzikują całkiem, bo samotność nie jest najlepsza.
-Tak? - Zapytała głosem w którym nie słychać było szansy na nadzieję.
-Chcę się Ciebie zapytać, zakładam stado, chciałabyś dołączyć? - Ledwo powiedziałem
-No... nie wiem, nie jestem pewna...
-Ale to stado będzie inne! Nie takie jak te wszystkie! - krzyknąłem.
-Tak? Mam nadzieję, super! Ale wiesz, to długo potrwa, w końcu zaczynasz od zera...
-Poradzę sobie, ale musisz mi pomóc, ja się zajmę terenem, produktami itd. Ale ty, znajdź wilki, proszę.
-Nie ma sprawy, lecę! Pa! Spotkajmy się tu za 3 dni ok?
-Si, lecę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz